Nie
wiem, od czego zacząć. Może najprościej będzie, jeśli zacznę od tego,
kim był Emil. Otóż był to sąsiad mojej koleżanki ze szkolnej ławy –
Magdy, a przy okazji absolwent liceum, do którego właśnie zaczęłam
uczęszczać. A więc i tak byśmy się poznali, prędzej czy później. Jednak
okazało się, że prędzej niż później. Pierwszy raz ujrzałam Emila pewnego
wrześniowego dnia. Przyszedł do starej szkoły odwiedzić swoją
koleżankę, a przy okazji też ulubioną nauczycielkę polskiego, która
uczyła również nas. Tak więc bez problemu „wkręcił się” na nasz język
polski i usiadł z Aśką – naszą koleżanką. Zerknęłam na niego dwa razy ze
swojego miejsca, po czym „zanurkowałam” w średniowiecze, które było
tematem naszych zajęć, całkowicie zapominając o chłopaku, który nas
odwiedził. Na przerwie jednak Magda od razu nas sobie przedstawiła i w
ten oto sposób rozpoczęła się moja kolejna znajomość z przedstawicielem
płci męskiej. Bardzo szybko przekonałam się, że z Emilem można
rozprawiać na tysiące tematów, a przy tym świetnie się bawić. Ponieważ
jednak Emil mieszkał poza miastem i rzadko było nam dane widywać się ze
sobą, rozpoczęliśmy kontakt listowy. Można powiedzieć, że Madzia była
naszym listonoszem, ponieważ to ona przekazywała nam swoje listy.
Na
początku traktowałam Emila jedynie jak kumpla, z którym można było
pogadać o wszystkim, pośmiać się, poprzekomarzać. Z czasem jednak coś
zaczęło się dziać. Chyba można powiedzieć, że przełomem był pewien
wieczór, kiedy leżałam w swym łóżku i rozmyślałam nad tym, czego
dowiedziałam się tego dnia od Emila. Miał chorą tarczycę. Wiem, że z tym
można żyć, jednak choroba zawsze budziła we mnie chęć niesienia pomocy,
otaczania opieką i czułością. Jakoś inaczej zaczęłam patrzeć na Emila,
nie jak na kumpla, a na wrażliwego człowieka. I wtedy się zaczęło…
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, które odbyło się pod koniec
września. Szykowałam się na nie z drżeniem serca, choć jeszcze wtedy
miało być to spotkanie czysto kumpelskie. Choć Emil pozostawił mi
decyzję w kwestii wyboru miejsca naszego pierwszego spotkania, nie
skorzystałam. Kompletnie nie miałam pomysłu na to, jak spędzić te dwie
godziny, które nas czekały. A więc wybrał Emil. Pub o nazwie Rock 69.
W środku panował przytulny klimat. Tuż przy wejściu po lewej stronie
stała szafa grająca, a dalej, wzdłuż pubu, po obu stronach rzędy stołów i
ław. Koniec przejścia między stołami wieńczył stół bilardowy, przy
którym grało kilka osób. Emil zamówił dwie kawy przy barze, po czym
zajęliśmy miejsce przy pierwszym stole, tuż za szafą grającą. Chyba
nigdy nie zapomnę miny Emila, kiedy przy okazji rozmów na temat bomb,
zaczęłam roztaczać przed nim swoją wiedzę na ten temat. Kobieta i wiedza
o bombach? Zdarza się, zwłaszcza jeśli temat musisz wyłożyć na lekcji
przed całą klasą, w dodatku na ocenę. Jak widać, wiedza przydała się nie
tylko do szkoły. Spotkanie zleciało w tempie ekspresowym i już niebawem
należało wracać do domu. Pamiętam, że Emil na koniec spotkania, chciał
mnie na pożegnanie pocałować, jednak nie pozwoliłam mu wtedy na to. Nie
chciałam, aby myślał, że każde swoje spotkanie z facetem pozwalam
zakończyć w taki sposób.
Nie będę pisała, że w poniedziałek otrzymałam kolejny list, w którym
Emil wyrzucał sobie od głupich, lecz jednocześnie, jak gdyby między
wersami, nazywał mnie dzieckiem. „Nauczyłem się, że ludzie nie robią
ceregieli ze zwykłego pocałunku. Nie miałem jednak pojęcia, że ty, przy
swoim dojrzałym usposobieniu, możesz mieć inne zdanie na ten temat” –
pisał. Przestudiowałam ów list z mieszanymi odczuciami, po czym sprawę
puściłam w niepamięć. Tymczasem pisaliśmy do siebie dalej. Listy stawały
się coraz bardziej naszpikowane dwuznacznymi tekstami i już pod koniec
października znów wybraliśmy się do Rocka 69.
Tego dnia, na miejsce spotkania, szłam bardzo podekscytowana,
zastanawiając się, jak potoczą się najbliższe godziny. Emil pewnie też
się nad tym zastanawiał, zwłaszcza po tym, jak na przywitanie rzuciłam
mu się na szyję. Wyglądał na dość zaskoczonego. W pubie panował jak
zwykle miły klimat, a my jak zwykle zamówiliśmy po kawie z czekoladą i
usadowiliśmy się za szafą grającą. Emil przyglądał mi się badawczo, co
wtedy nieco mnie peszyło, zwłaszcza, że podziwiał moje oczy. Rumieniłam
się po cebulki włosów. Lady Pank umilało nam czas brzmieniem swoich
gitar, kiedy Emil postanowił poruszyć kwestię moich listów. Rozwinął
czekoladkę załączoną do kawy, po czym zjadł ją, a na sreberku zaczął
rysować coś trzonkiem od łyżeczki.
– Nie podglądaj – uśmiechnął się.
Po chwili podsunął mi sreberko, na którym widniał mały pociąg.
– To miałaś na myśli, kiedy w swoich listach pisałaś „poc…”? – zapytał. – Pociąg?
– Chyba seksualny – zażartowałam, co wprawiło Emila w osłupienie. –
Nie, nie pociąg – odezwałam się po chwili, więc Emil zaczął wymieniać
słowa rozpoczynające się od tych trzech liter. Nie wymienił jednak tego
właściwego i w końcu rozmowa utkwiła w martwym punkcie. Z żalem
stwierdziłam, że minęła już godzina, z radością jednak skonstatowałam
również, iż pozostała nam jeszcze jedna. Tym bardziej więc byłam
zdumiona, kiedy Emil wstał, wziął moją kurtkę i począł mnie w nią
stroić. Zrozumiałam, że wychodzimy. Przeszłam więc do przodu, prowadząc
za sobą Emila. Ten jednak zaczął się opierać i musiałam wkładać coraz
więcej siły w ciągnięcie go za rękę.
– No chodź – rzuciłam, odwracając głowę do tyłu.
I wtedy usłyszałam jego głos.
– Zaczekaj – powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
Staliśmy wtuleni w siebie, blokując przejście. Niewinny pocałunek
zamienił się w prawdziwą ucztę ust. Zamknęłam oczy, pozwalając, by uszy
otworzyły się na dźwięk piosenki dobiegającej z szafy muzycznej, nos na
zapach Emila perfum, a dłonie na dotyk jego włosów. Głód na mężczyznę
odezwał się we mnie z potężną siłą, pozwoliłam więc całować się do
utraty tchu i sama również oddawałam pocałunki z taką pasją, że w
pewnym momencie przechyliłam się do tyłu i walnęłam w głowę o ścianę
obok.
– Dobrze wiedziałem, co miałaś na myśli, pisząc „poc…”. Aż tak bardzo
tego pragnęłaś? – spytał Emil, patrząc mi głęboko w oczy. Przytaknęłam i
pozwoliłam całować się dalej. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, jednak
przerwała nam jakaś para, która właśnie weszła do pubu. Wyszliśmy na
zewnątrz.
Wieczór był dość mroźny, jednak moja dusza była do tego stopnia
rozgrzana, że nie w stanie to opisać. Zawędrowaliśmy na przystanek,
gdzie Emil okrył mnie swoją kurtką, ponieważ, chcąc nie chcąc, poczęło
mi się robić zimno. W autobusie rysowaliśmy jakieś emotikony na
zaparowanej szybie, śmiejąc się bez ustanku. Pamiętam, że zadałam
Emilowi wtedy jakieś pytanie, chyba niezręczne dla niego, ponieważ na
oczach wszystkich pasażerów autobusu zatkał mi usta namiętnym
pocałunkiem. Kiedy wysiedliśmy z pojazdu, pozostało nam jeszcze pół
godziny wolnego czasu. Zaczął siąpić drobny deszcz, więc Emil wciągnął
mnie do stojącej nieopodal budki telefonicznej, gdzie podzielił na pół
czekoladkę wyniesioną z pubu. Jestem łasuchem, więc swoją połówkę
zjadłam w dwie sekundy. W życiu jednak nie przewidziałabym, że Emil
uraczy mnie również swoją połówką, wplatając ją w nasz pocałunek.
Czekolada tańcząca między jego i moim językiem wywarła na mnie tak silne
podniecenie, że niechybnie ścięłoby mnie z nóg, gdyby nie to, że Emil
mocno mnie do siebie tulił. A przy tym całował do utarty tchu i szeptał
jakieś czułe słowa. Te pół godziny przeleciało niczym trzy minuty,
wzbudzając jedynie ochotę na więcej.
Ani ja, ani on nie spodziewaliśmy się po sobie czegoś takiego. Jednak
to od tamtego dnia zaczęło dziać się coraz ciekawiej. Listy krążyły
dalej, wzbudzając chęć na coraz więcej. Kiedy wyskoczyliśmy do naszego
pubu po raz trzeci, był już grudzień. Wieczór skrzył się diamentowym
śniegiem, zaś Rock 69 roztaczał wewnątrz ciepły blask choinkowych
lampek. Zajęliśmy to samo miejsce, zamówiliśmy tę samą kawę. Lecz nie
siedzieliśmy już tak samo, oddaleni od siebie, lecz tuż przy sobie,
ciało przy ciele. Zgłębialiśmy swoje spojrzenia. On moje niebieskie
oczy, ja jego zielone, w których igrał diabelski błysk. Nie
zamierzaliśmy tracić wieczoru. Szybko znalazłam się na kolanach Emila i
oddawałam jego pocałunki. Raz delikatne, to znów drapieżne niczym
pocałunki lwa. Tego chyba nie da się zapomnieć. Do dziś mam w pamięci
ciepło, które biło z jego ciała. Nadal pamiętam drogę moich dłoni pod
jego golfem, jego ciepły oddech tuż przy moim uchu. Nasze ciała, choć
nie mówiliśmy nic, rozmawiały ze sobą cały czas. Emil gładził moje
plecy, wplatał swe palce w pasma moich długich włosów. Uśmiechał się,
kiedy spoglądał mi w oczy, a zaraz potem gryzł moje wargi. Jedyne, czego
nie pamiętam, to moment, w którym zawędrował między moje piersi, by tam
głaskać delikatne włoski między nimi.
Byłam młoda, niedoświadczona. Można powiedzieć, że w sumie był to
pierwszy chłopak, który wprowadzał mnie w arkana miłości. Był pierwszym,
który podniecił mnie do granic, pierwszym, który rozbudził chęć na
więcej. Nie wiem, jak potoczyłyby się nasze losy, gdybyśmy dalej mieli
ze sobą kontakt. Wprawdzie listy krążyły jeszcze jakiś czas, choć
niedługi. Tuż po Nowym Roku okazało się, że Emil nie tylko był pierwszym
facetem, za którym tęskniłam i na którego miałam niewysłowiony apetyt,
lecz także facetem, który jako pierwszy zranił mnie, zawiódł i pokazał,
że płci męskiej zależy tylko na jednym. Cóż, człowiek uczy się na
błędach i staje się ostrożniejszy. Jednak miłe chwile pozostają w
pamięci na zawsze. Pewnie dlatego, że człowiek zaprogramowany jest na
szczęście i dąży do niego bezustannie nawet wtedy, gdy tylko wspomina
stare czasy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz