czwartek, 13 czerwca 2013

Opowidanie

  Nie wiem, od czego zacząć. Może najprościej będzie, jeśli zacznę od tego, kim był Emil. Otóż był to sąsiad mojej koleżanki ze szkolnej ławy – Magdy, a przy okazji absolwent liceum, do którego właśnie zaczęłam uczęszczać. A więc i tak byśmy się poznali, prędzej czy później. Jednak okazało się, że prędzej niż później. Pierwszy raz ujrzałam Emila pewnego wrześniowego dnia. Przyszedł do starej szkoły odwiedzić swoją koleżankę, a przy okazji też ulubioną nauczycielkę polskiego, która uczyła również nas. Tak więc bez problemu „wkręcił się” na nasz język polski i usiadł z Aśką – naszą koleżanką. Zerknęłam na niego dwa razy ze swojego miejsca, po czym „zanurkowałam” w średniowiecze, które było tematem naszych zajęć, całkowicie zapominając o chłopaku, który nas odwiedził. Na przerwie jednak Magda od razu nas sobie przedstawiła i w ten oto sposób rozpoczęła się moja kolejna znajomość z przedstawicielem płci męskiej. Bardzo szybko przekonałam się, że z Emilem można rozprawiać na tysiące tematów, a przy tym świetnie się bawić. Ponieważ jednak Emil mieszkał poza miastem i rzadko było nam dane widywać się ze sobą, rozpoczęliśmy kontakt listowy. Można powiedzieć, że Madzia była naszym listonoszem, ponieważ to ona przekazywała nam swoje listy.
Na początku traktowałam Emila jedynie jak kumpla, z którym można było pogadać o wszystkim, pośmiać się, poprzekomarzać. Z czasem jednak coś zaczęło się dziać. Chyba można powiedzieć, że przełomem był pewien wieczór, kiedy leżałam w swym łóżku i rozmyślałam nad tym, czego dowiedziałam się tego dnia od Emila. Miał chorą tarczycę. Wiem, że z tym można żyć, jednak choroba zawsze budziła we mnie chęć niesienia pomocy, otaczania opieką i czułością. Jakoś inaczej zaczęłam patrzeć na Emila, nie jak na kumpla, a na wrażliwego człowieka. I wtedy się zaczęło…
    Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, które odbyło się pod koniec września. Szykowałam się na nie z drżeniem serca, choć jeszcze wtedy miało być to spotkanie czysto kumpelskie. Choć Emil pozostawił mi decyzję w kwestii wyboru miejsca naszego pierwszego spotkania, nie skorzystałam. Kompletnie nie miałam pomysłu na to, jak spędzić te dwie godziny, które nas czekały. A więc wybrał Emil. Pub o nazwie Rock 69.
    W środku panował przytulny klimat. Tuż przy wejściu po lewej stronie stała szafa grająca, a dalej, wzdłuż pubu, po obu stronach rzędy stołów i ław. Koniec przejścia między stołami wieńczył stół bilardowy, przy którym grało kilka osób. Emil zamówił dwie kawy przy barze, po czym zajęliśmy miejsce przy pierwszym stole, tuż za szafą grającą. Chyba nigdy nie zapomnę miny Emila, kiedy przy okazji rozmów na temat bomb, zaczęłam roztaczać przed nim swoją wiedzę na ten temat. Kobieta i wiedza o bombach? Zdarza się, zwłaszcza jeśli temat musisz wyłożyć na lekcji przed całą klasą, w dodatku na ocenę. Jak widać, wiedza przydała się nie tylko do szkoły. Spotkanie zleciało w tempie ekspresowym i już niebawem należało wracać do domu. Pamiętam, że Emil na koniec spotkania, chciał mnie na pożegnanie pocałować, jednak nie pozwoliłam mu wtedy na to. Nie chciałam, aby myślał, że każde swoje spotkanie z facetem pozwalam zakończyć w taki sposób.
    Nie będę pisała, że w poniedziałek otrzymałam kolejny list, w którym Emil wyrzucał sobie od głupich, lecz jednocześnie, jak gdyby między wersami, nazywał mnie dzieckiem. „Nauczyłem się, że ludzie nie robią ceregieli ze zwykłego pocałunku. Nie miałem jednak pojęcia, że ty, przy swoim dojrzałym usposobieniu, możesz mieć inne zdanie na ten temat” – pisał. Przestudiowałam ów list z mieszanymi odczuciami, po czym sprawę puściłam w niepamięć. Tymczasem pisaliśmy do siebie dalej. Listy stawały się coraz bardziej naszpikowane dwuznacznymi tekstami i już pod koniec października znów wybraliśmy się do Rocka 69.
    Tego dnia, na miejsce spotkania, szłam bardzo podekscytowana, zastanawiając się, jak potoczą się najbliższe godziny. Emil pewnie też się nad tym zastanawiał, zwłaszcza po tym, jak na przywitanie rzuciłam mu się na szyję. Wyglądał na dość zaskoczonego. W pubie panował jak zwykle miły klimat, a my jak zwykle zamówiliśmy po kawie z czekoladą i usadowiliśmy się za szafą grającą. Emil przyglądał mi się badawczo, co wtedy nieco mnie peszyło, zwłaszcza, że podziwiał moje oczy. Rumieniłam się po cebulki włosów. Lady Pank umilało nam czas brzmieniem swoich gitar, kiedy Emil postanowił poruszyć kwestię moich listów. Rozwinął czekoladkę załączoną do kawy, po czym zjadł ją, a na sreberku zaczął rysować coś trzonkiem od łyżeczki.
    – Nie podglądaj – uśmiechnął się.
    Po chwili podsunął mi sreberko, na którym widniał mały pociąg.
    – To miałaś na myśli, kiedy w swoich listach pisałaś „poc…”? – zapytał. – Pociąg?
    – Chyba seksualny – zażartowałam, co wprawiło Emila w osłupienie. – Nie, nie pociąg – odezwałam się po chwili, więc Emil zaczął wymieniać słowa rozpoczynające się od tych trzech liter. Nie wymienił jednak tego właściwego i w końcu rozmowa utkwiła w martwym punkcie. Z żalem stwierdziłam, że minęła już godzina, z radością jednak skonstatowałam również, iż pozostała nam jeszcze jedna. Tym bardziej więc byłam zdumiona, kiedy Emil wstał, wziął moją kurtkę i począł mnie w nią stroić. Zrozumiałam, że wychodzimy. Przeszłam więc do przodu, prowadząc za sobą Emila. Ten jednak zaczął się opierać i musiałam wkładać coraz więcej siły w ciągnięcie go za rękę.
    – No chodź – rzuciłam, odwracając głowę do tyłu.
    I wtedy usłyszałam jego głos.
    – Zaczekaj – powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
    Staliśmy wtuleni w siebie, blokując przejście. Niewinny pocałunek zamienił się w prawdziwą ucztę ust. Zamknęłam oczy, pozwalając, by uszy otworzyły się na dźwięk piosenki dobiegającej z szafy muzycznej, nos na zapach Emila perfum, a dłonie na dotyk jego włosów. Głód na mężczyznę odezwał się we mnie z potężną siłą, pozwoliłam więc całować się do utraty tchu i sama  również oddawałam pocałunki z taką pasją, że w pewnym momencie przechyliłam się do tyłu i walnęłam w głowę o ścianę obok.
    – Dobrze wiedziałem, co miałaś na myśli, pisząc „poc…”. Aż tak bardzo tego pragnęłaś? – spytał Emil, patrząc mi głęboko w oczy. Przytaknęłam i pozwoliłam całować się dalej. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, jednak przerwała nam jakaś para, która właśnie weszła do pubu.  Wyszliśmy na zewnątrz.
     Wieczór był dość mroźny, jednak moja dusza była do tego stopnia rozgrzana, że nie w stanie to opisać. Zawędrowaliśmy na przystanek, gdzie Emil okrył mnie swoją kurtką, ponieważ, chcąc nie chcąc, poczęło mi się robić zimno. W autobusie rysowaliśmy jakieś emotikony na zaparowanej szybie, śmiejąc się bez ustanku. Pamiętam, że zadałam Emilowi wtedy jakieś pytanie, chyba niezręczne dla niego, ponieważ na oczach wszystkich pasażerów autobusu zatkał mi usta namiętnym pocałunkiem. Kiedy wysiedliśmy z pojazdu, pozostało nam jeszcze pół godziny wolnego czasu. Zaczął siąpić drobny deszcz, więc Emil wciągnął mnie do stojącej nieopodal budki telefonicznej, gdzie podzielił na pół czekoladkę wyniesioną z pubu. Jestem łasuchem, więc swoją połówkę zjadłam w dwie sekundy. W życiu jednak nie przewidziałabym, że Emil uraczy mnie również swoją połówką, wplatając ją w nasz pocałunek. Czekolada tańcząca między jego i moim językiem wywarła na mnie tak silne podniecenie, że niechybnie ścięłoby mnie z nóg, gdyby nie to, że Emil mocno mnie do siebie tulił. A przy tym całował do utarty tchu i szeptał jakieś czułe słowa. Te pół godziny przeleciało niczym trzy minuty, wzbudzając jedynie ochotę na więcej.
    Ani ja, ani on nie spodziewaliśmy się po sobie czegoś takiego. Jednak to od tamtego dnia zaczęło dziać się coraz ciekawiej. Listy krążyły dalej, wzbudzając chęć na coraz więcej. Kiedy wyskoczyliśmy do naszego pubu po raz trzeci, był już grudzień. Wieczór skrzył się diamentowym śniegiem, zaś Rock 69 roztaczał wewnątrz ciepły blask choinkowych lampek. Zajęliśmy to samo miejsce, zamówiliśmy tę samą kawę. Lecz nie siedzieliśmy już tak samo, oddaleni od siebie, lecz tuż przy sobie, ciało przy ciele. Zgłębialiśmy swoje spojrzenia. On moje niebieskie oczy, ja jego zielone, w których igrał diabelski błysk. Nie zamierzaliśmy tracić wieczoru. Szybko znalazłam się na kolanach Emila i oddawałam jego pocałunki. Raz delikatne, to znów drapieżne niczym pocałunki lwa. Tego chyba nie da się zapomnieć. Do dziś mam w pamięci ciepło, które biło z jego ciała. Nadal pamiętam drogę moich dłoni pod jego golfem, jego ciepły oddech tuż przy moim uchu. Nasze ciała, choć nie mówiliśmy nic, rozmawiały ze sobą cały czas. Emil gładził moje plecy, wplatał swe palce w pasma moich długich włosów. Uśmiechał się, kiedy spoglądał mi w oczy, a zaraz potem gryzł moje wargi. Jedyne, czego nie pamiętam, to moment, w którym zawędrował między moje piersi, by tam głaskać delikatne włoski między nimi.
    Byłam młoda, niedoświadczona. Można powiedzieć, że w sumie był to pierwszy chłopak, który wprowadzał mnie w arkana miłości. Był pierwszym, który podniecił mnie do granic, pierwszym, który rozbudził chęć na więcej. Nie wiem, jak potoczyłyby się nasze losy, gdybyśmy dalej mieli ze sobą kontakt. Wprawdzie listy krążyły jeszcze jakiś czas, choć niedługi. Tuż po Nowym Roku okazało się, że Emil nie tylko był pierwszym facetem, za którym tęskniłam i na którego miałam niewysłowiony apetyt, lecz także facetem, który jako pierwszy zranił mnie, zawiódł i pokazał, że płci męskiej zależy tylko na jednym. Cóż, człowiek uczy się na błędach i staje się ostrożniejszy. Jednak miłe chwile pozostają w pamięci na zawsze. Pewnie dlatego, że człowiek zaprogramowany jest na szczęście i dąży do niego bezustannie nawet wtedy, gdy tylko wspomina stare czasy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz